Macierzyństwo a praca na budowie
Kobieta

Macierzyństwo a praca na budowie

Zacznę od tego, że… nie przepadam za łączeniem tych tematów.

Dość mocne jak na wstęp wpisu na własnym blogu 😉

Szczególnie denerwuje mnie, gdy kobiety w publicznych dyskusjach na tematy techniczne, nagle są zaskakiwane pytaniem: A jak łączy Pani stanowisko kierownika budowy z byciem mamą? Czy mąż Panią wspiera?
I wtedy może pojawić się konsternacja na twarzy zaskoczonej rozmówczyni, bo przecież spotkali się, by porozmawiać o projekcie.
(Podobnie irytują mnie pytania: Jak to jest być kobietą na budowie? – gdy są wyrwane z kontekstu rozmowy).

Kiedy pytania o łączenie macierzyństwa i pracy w budownictwie akceptuję?
Gdy wcześniej prywatnie zapyta się rozmówczynię, czy można daną kwestię poruszyć publicznie. I to wyłącznie w sytuacji, gdy dla zgromadzonych odbiorców to jest ważny temat i są odpowiednie warunki do takiej rozmowy (m. in. był to temat poruszany podczas, organizowanych przeze mnie, spotkań kobiet z branży budowlanej).

I oczywiście rozmowy o łączeniu roli mamy z pracą zawodową są dla mnie ok, gdy jest to główny temat spotkania (np. jak ten wywiad).

Być może moje podejście zmieni się, gdy to panowie, liderzy branży, podczas konferencji budowlanych zaczną być pytani o to: Jak łączą rolę taty z pracą w zawodzie? I jak to widzi ich żona?
Na chwilę obecną na taką rewolucję się nie zanosi 😉

Teraz może być jasne, dlaczego przez sześć lat prowadzenia bloga, ukazującego kobiecą stronę budownictwa, unikałam tematu: „praca w budownictwie a macierzyństwo”.
Dziś daję tu przestrzeń na taki wywiad!
Do rozmowy o łączeniu macierzyństwa z pracą na budowie – oczywiście wcześniej pytając, czy chce na ten temat rozmawiać 😉 – zaprosiłam Agatę Staniszewską, mgr inż. budownictwa, mamę dwójki dzieci. Z Agatą poznałyśmy się kilka lat temu i z podziwem obserwuję jak rozwija swoją karierę w branży budowlanej, jednocześnie łącząc to z rodzicielstwem.

Rozmawiam z…

Agata Staniszewska
Absolwentka Politechniki Poznańskiej na kierunku budownictwo. Zastępca kierownika kontraktu u poznańskiego dewelopera. Mama dwójki maluchów i biegaczka amatorka.

Agato, co pomaga Ci w łączeniu roli mamy z pracą na budowie?

Agata Staniszewska: Przede wszystkim wsparcie drugiego rodzica. Mój mąż też jest kierownikiem budowy, więc trochę ułatwia to sprawę, a trochę utrudnia. Przecież oboje możemy mieć w tym samym czasie taki sam „pożar”. Mamy jednak swój stały rozkład dnia: on odwozi dzieci, ja je odbieram. To bardzo dobrze działa, dopóki życie nie napisze innego scenariusza. Bywa, że dzwonimy do siebie w ciągu dnia i na szybko przestawiamy cały plan. Czasem się to kończy debatą, kto ma gorzej, ale ostatecznie obiektywnie patrzymy na sytuację i podejmujemy najmniej szkodliwą dla wszystkich decyzję. Doceniam, że mój mąż patrzy na nasze kariery tak samo poważnie. Jego rozwój zawodowy nie jest ważniejszy niż mój. Chociaż… dla mnie to w zasadzie oczywiste. Mama jest mamą, tata jest tatą, to są równorzędne stanowiska. Gdyby uważał inaczej, to pewnie dalej szukałby żony.

Co poradziłabyś kobietom wracającym do pracy w budownictwie po urlopie macierzyńskim?

A.S.: Chciałabym, żeby żadna mama nie czuła, że jej wartość zawodowa zmniejsza się po urodzeniu dziecka. Niestety, często widzę, że kobiety wracające po macierzyńskim stają na głowie, żeby udowodnić, że nadal są „na 100%”. Dziecko choruje, a one na siłę kombinują, żeby tylko nie brać wolnego i nie wypaść źle w oczach pracodawcy. Mam w pamięci słowa jednej z moich klientek, emerytowanej nauczycielki. Powiedziała mi, czego najbardziej żałuje w swojej karierze. Kiedy jej synowie chorowali, ona ogarniała im opiekę i sama szła do pracy, żeby być topowym pracownikiem. Pracodawca dziś już tego nie pamięta. Dzieci pewnie też nie. Ale ją to gryzie do dziś. Ta historia we mnie została. Dlatego bez wyrzutów sumienia korzystam z prawa, jakie mam jako pracownik – prawa do opieki nad chorym dzieckiem. Tego życzę młodym mamom wracającym do pracy – żeby nie musiały wybierać między byciem super pracownikiem a byciem mamą. Bo prawdziwa siła jest w równowadze.

Jakie kompetencje z życia rodzinnego z powodzeniem wdrażasz w świat budowlany?

A.S.: Zdecydowanie elastyczność. Dzieci mają swoje potrzeby, emocje, zasoby i praktycznie nigdy nie postępują zgodnie z Twoim planem czy wyobrażeniem. Dlatego trzeba być mega elastycznym, reagować na bieżąco, zmieniać scenariusz, improwizować. I dokładnie tak samo jest na budowie. Tu też rzadko kiedy wszystko idzie idealnie według projektu. Nagle okazuje się, że coś zostało zrobione inaczej, trzeba natychmiast zareagować, bo cofnięcie kroku nie jest możliwe. Wtedy trzeba grać tymi nowymi kartami, które się ma, ale tak, żeby efekt końcowy był dokładnie tak dobry, jak w pierwotnym planie. Nie wiem, czy to elastyczność z budowy przeszła na życie rodzinne, czy odwrotnie. Jednak dzięki temu, że nie trzymam się sztywno planu i nie mam oczekiwań, potrafię szybko dostosować się do aktualnej sytuacji.

Prowadzisz profil na Instagramie @inżynier.w.biegu , z którego można się dowiedzieć, że bieganie jest Twoją pasją. Czy sport ma wpływ na pozostałe obszary Twojego życia?

A.S.: Nie wiem czy to pasja. To bardziej taka relacja love – hate. Ta przygoda trwa już trzeci rok, a ja ciągle się zastanawiam, czy ja lubię biegać. Nadal tego nie wiem, ale kocham uczucie PO. To jest najlepszy wypoczynek dla mojej głowy. Wycisza wszystkie niepotrzebne myśli. Bieganie nauczyło mnie konsekwencji i cierpliwości. To lekcje, które przydają się nie tylko na trasie, ale też w pracy i w domu. Chyba nie ma drugiego takiego sportu, w którym naprawdę nie ma znaczenia, w jakim wieku zaczynasz, w jakiej jesteś formie i na jaki sprzęt Cię stać. Wystarczy być konsekwentnym, a efekty przyjdą same. To jest niesamowicie budujące i daje cudowne poczucie sprawczości.

Jak w codziennym pędzie znajdujesz jeszcze czas na sport?

A.S.: Nie jest łatwo wcisnąć treningi, szczególnie w środku tygodnia. Ale wiem po co to robię. Bieganie to dla mnie reset – odcinam pracę od domu. Mimo zmęczenia odpoczywam psychicznie i wracam gotowa na drugi etat, czyli życie rodzinne. Zasada jest prosta: biegam wtedy, kiedy mam czas, a nie wtedy, kiedy mam ochotę. Tu plan jest nadrzędny. Jeśli o 17 mam w kalendarzu trening i mąż przejmuje dzieci, to idę biegać. Nawet jeśli pada lub mam za sobą ciężki dzień. Pamiętam rozmowę z kolegą, który przed ojcostwem też sporo biegał. Pytał mnie: „Jak to robisz? Mam jedno dziecko, ty dwójkę, a nie mam czasu. A jak mam czas, to nie ma pogody”. Tu tkwi różnica – ja nie czekam na pogodę. Nie mogę, bo wtedy w ogóle bym nie biegała. To wychodzenie ze strefy komfortu uczy mnie, że nie muszę mieć idealnych warunków, żeby działać. Mogę robić swoje mimo przeszkód.

Za co lubisz pracę w budownictwie, a za co nie?

A.S. Lubię budownictwo za to, że ciągle coś się dzieje. Z jednej strony jest w tym sporo niespodziewanego, a z drugiej ma swój rytm. To pewnego rodzaju powtarzalny cykl, ale nigdy nie taki sam. Wpływ ma na to między innymi projekt, ludzie, lokalizacja. Nawet przy powtarzalnych inwestycjach, kiedy budujemy taki sam budynek jak wcześniej, żadna budowa nie pójdzie dokładnie tak samo jak poprzednia. I to mnie kręci- ta nutka niepewności, ekscytacji, jak to wyjdzie tym razem. A czego nie lubię? Chaosu, który potrafi się wkraść w najmniej oczekiwanym momencie. Budowa to praca czasem setek ludzi, nie da się wszystkiego przewidzieć ani każdego upilnować. A kiedy coś się sypie, to najczęściej wszystko naraz. Naprawianie akurat lubię, ale frustruje mnie świadomość, że mimo ogromu pracy efekt bywa różny.

Jak wspominasz swój powrót do zawodu po urlopie macierzyńskim? Co było dla Ciebie wyzwaniem i jak sobie z tym poradziłaś?

A.S.: Mój powrót do pracy po urlopie macierzyńskim wiązał się ze zmianą firmy. Moment wejścia z powrotem na budowę wspominam dobrze, lecz rozmowy kwalifikacyjne z dwójką małych dzieci w tle – dużo mniej przyjemnie. Nie przez same dzieci, tylko przez to, jakich warunków pracy szukałam. Rozmowy wyglądały mniej więcej tak: pytam o możliwość pracy na budowie w wymiarze ośmiu godzin dziennie, a oni wybuchają śmiechem i zapraszają za biurko. Żebyśmy się źle nie zrozumiały. Praca w biurze też ma swoją wartość, ale moje serce zawsze było na budowie i to tam chciałam wrócić. Po piątej takiej rozmowie poddałam się. Byłam o krok od podpisania umowy ze znaną marką biżuteryjną w dziale ekspansji. I nagle, dzień przed wielkim finałem, dzwoni telefon: „Zapraszamy na rozmowę na inżyniera budowy”. Miałam odmówić, bo byłam zmęczona przekonywaniem, że w 8 godzin mogę być tak samo dobrym pracownikiem jak w „standardowych” 10. Ale poszłam. I ta rozmowa zmieniła wszystko.

To znaczy?

A.S.: Nie dostałam niczego na tacy, ale ostatecznie wynegocjowałam to, co było dla mnie absolutnie kluczowe, czyli ośmiogodzinny dzień pracy. Jasne, czasem zostaję dłużej, ale to jest mój wybór, a nie zasada. Budowy, zwłaszcza w dużych korporacjach, ciągle żyją w przekonaniu, że innego systemu niż 10 godzin nie ma. A jednak się da. Gdy zaczynałam, byłam jedyną osobą pracującą w trybie 8-godzinnym. Dziś pracuje tak cały mój zespół. Dzięki systemowi dwuzmianowemu budowa jest zaopiekowania przez cały czas, a dla nas work-life balance nie jest tylko pustym hasłem, a rzeczywistością.

Jestem pod wrażeniem zmian, do których się przyczyniłaś!
Tym optymistycznym akcentem, dającym nadzieję na zmiany w branży budowlanej, zbliżamy się ku końcowi naszej rozmowy. Agato, dziękuję za czas, który nam poświęciłaś i życzę Ci samych ciekawych budów!


Agata podczas rozmów rekrutacyjnych po powrocie z urlopu macierzyńskiego wykazała się dużą asertywnością. Była świadoma tego, co jest dla niej najważniejsze i z ogromną determinacją trzymała się swoich priorytetów. Brawo!

Jeśli chcesz poczytać o innych inspirujących kobietach ze świata budownictwa, to TU znajdziesz pozostałe wywiady z mojego bloga.

Jeśli chcesz świadomie budować swoją karierę w budownictwie jak inne specjalistki z branży – dołącz do szkolenia z asertywności, które odbędzie się 22 listopada 2025 r. w Poznaniu.

Serdeczności!
E.



    SHARE