Po rozmowie z Inwestorkami w ramach cyklu Baba na budowie, nadeszła pora na kolejny wywiad! Myślicie, że praca na budowie jest zarezerwowana wyłącznie dla inżynierów i pracowników budowlanych? Nic bardziej mylnego! Każdy kto pracował przy dużych inwestycjach potwierdzi, że aby realizacja projektu przebiegła sprawnie i pomyślnie, potrzebne jest szerokie zaplecze osób spoza kadry inżynierskiej. Na budowie znajdziemy pracowników administracyjnych, prawników, tłumaczy, logistyków itd. Wiele z tych funkcji pełnią kobiety. I to właśnie w tym wywiadzie porozmawiam z kobietą, która choć nie jest inżynierką, spędziła sporo czasu pracując na budowie. Z kobietą, która swoją osobą potwierdza, że nawet humanistki świetnie odnajdują się w branży budowlanej. Zapraszam do lektury wywiadu przeprowadzonego z kobietą, dla której wielozadaniowość to przysłowiowa pestka, bowiem Agnieszka Sawala-Doberschuetz to kobieta orkiestra!
Bohaterka cyklu Baba na budowie
Agnieszka Sawala-Doberschuetz – publicystka, językoznawczyni, nauczycielka angielskiego, podróżniczka, znana m.in. z projektu Multikulti oraz akcji „okulary dla Filipin”.
Humanistka na placu budowy? Czemu nie!
Agnieszko, bardzo Ci dziękuję, że zgodziłaś się na rozmowę. Zacznijmy od początku. Jak to się stało, że Ty z wykształcenia nauczycielka angielskiego trafiłaś na budowę?
Agnieszka: Moja „droga do budownictwa” była bardzo przypadkowa. Trafiłam na inwestycję budowy bloku gazowo-parowego w miejscowej elektrociepłowni jako tłumaczka, kompletnie z doskoku. I był to skok na głęboką wodę – branża elektryczna, emocjonalne negocjacje, wielogodzinne tłumaczenie symultaniczne. Szczerze mówiąc miałam blade pojęcie, o czym mowa. To było bardzo stresujące i wręcz zniechęcające doświadczenie. Dlatego, gdy kilka tygodni później dostałam propozycję dołączenia do projektu jako asystentka zespołu rozruchu, wahałam się. Ale spróbowałam „na kilka tygodni”. Zostałam 1,5 roku.
Jak widać budowa potrafi „wciągnąć”. Opowiedz jak wyglądała Twoja praca? Jak sobie poradziłaś z językiem obcym technicznym?
Agnieszka: Zespół i kierownictwo projektu oferowało pełne wsparcie i zrozumienie. Dostałam zestawienie najważniejszych pojęć w kilku wersjach językowych, a koledzy zawsze chętnie i cierpliwie wyjaśniali zawiłości techniczne. Jako członkini zespołu rozruchu dużo czasu spędzałam na bloku, nie w biurze. Zresztą biura jako takiego nie miałam – siedziałam z chłopakami w kontenerze, w samym sercu inwestycji. Latem i zimą bywało to uciążliwe, ale miało swoje plusy – byłam cały czas w centrum wydarzeń, szybciej się uczyłam. No i bardzo się zżyłam z moim teamem. Poza tym protokołowałam i tłumaczyłam codzienne narady i spotkania z klientem. Dość szybko pojęłam, o co chodzi. Po kilku miesiącach oprowadzałam już nawet wizyty studyjne prezentując stan inwestycji i tłumacząc, dlaczego jest wyjątkowa. Chwilami miałam wrażenie, że minęłam się z powołaniem.
Agnieszko, czy posiadasz jeszcze jakieś inne doświadczenie zdobyte na budowie?
Agnieszka: Zaraz po maturze, którą robiłam w Niemczech, postanowiłam pójść do pracy, żeby zarobić na wymarzone studia w Berlinie. W przygranicznej miejscowości trafiłam raptem na dwie oferty: nocną reorganizację supermarketu, czyli układanie towaru na półkach. Druga oferta dotyczyła drobnych prac na budowach, np. rozwijanie rolek trawy, sypanie grysu itp. Wzięłam…obie. I obie mi się podobały, choć był to bardzo intensywny czas. Spałam po kilka godzin dziennie, ale cel był dla mnie bardzo ważny.
Zalety pracy na budowie
Jakie są Twoje najlepsze wspomnienia z budowy?
Agnieszka: Bardzo mi się podobało, że robię coś wymiernego, ważnego i namacalnego: na moich oczach i przy moim udziale powstał nowoczesny blok gazowo-parowy, „czystszy” i bardziej wydajny niż dotychczas działająca węglówka. Dzięki niemu przyłączono do sieci setki gospodarstw domowych, przez co miasto, w którym pracowałam, zyskało naprawdę niezłą jakość powietrza. Odczułam to wyraźnie po przeprowadzce do stolicy, gdzie króluje smog i korporacyjny tryb pracy. Nie mogłam się przyzwyczaić do skomplikowanych procedur, wielogodzinnych spotkań, dywagacji – byłam nauczona działania. Na budowie każdy ma swoje zadanie, a decyzje podejmuje się szybko i sprawnie. Nie ma miejsca na rywalizację, spory, spychologię. Akcja-reakcja. Dynamika na budowie o wiele bardziej mi odpowiadała niż praca w biurze.
Tak, na budowie potrafi być nieraz aż za bardzo dynamicznie… Czego nauczyła Cię praca na budowie?
Agnieszka: Jak już wspomniałam – współpracy. I działania ponad gadanie. A także sztuki mediacji i asertywności. Byłam jedną z niewielu kobiet na projekcie. Mój zespół składał się z inżynierów pochodzących z różnych krajów. Czasami dochodziło do napięć spowodowanych, jak mi się wydaje, różnicami kulturowymi. Radziłam sobie z nimi całkiem nieźle. A z czasem przejęłam funkcję mediatorki, osoby pomagającej łagodzić konflikty i znajdować kompromisy.
Specyfika pracy na budowie
Opowiedziałaś już o pozytywnych aspektach pracy na budowie, teraz pora na minusy. Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas pracy na budowie?
Agnieszka: Na początku WSZYSTKO. Wydawało mi się, że mogę nie udźwignąć tak trudnego i odpowiedzialnego tematu. Rozruch to krytyczny czas inwestycji, wiele może pójść nie tak. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej zrozumieć, jak co działa, jakie są procedury, kto się zajmuje którą dziedziną… Wsparcie i cierpliwość kolegów bardzo mi w tym pomogły – absolutnie mnie nie wykluczano ani nie dyskryminowano. Ani ze względu na płeć, ani na brak technicznego wykształcenia.
Budowa to swego rodzaju „żywy organizm”. Jej pomyślność i przebieg zależy przede wszystkim od umiejętności współpracy poszczególnych osób. Agnieszko, opowiedz jakie zauważyłaś podobieństwa oraz różnice pomiędzy pracą na budowie a Twoją „typową” pracą?
Agnieszka: O różnicach już wspomniałam – po moim epizodzie budowlanym jeszcze bardziej doceniam działanie ponad gadanie. Niestety w dużych strukturach korporacyjnych praca przebiega inaczej. Spotkanie goni spotkanie, tzw. call za callem, dużo papierologii. Choć dokumentacja projektowa to także puszka Pandory… Zdarzało się, że po wymianie kilku myśli i wytycznych rwałam się do działania, a ludzie nadal dyskutowali, jak coś zrealizować. Byłam niecierpliwa, czułam, że tracimy czas. Musiałam się nauczyć na nowo pracować z ludźmi, bo praca w zespole korporacji różni się od pracy w zespole na budowie.
Budowa a rodzina
Jak Twoja rodzina i znajomi reagowali na to, że pracujesz na budowie? Przecież praca przy realizacji inwestycji jest mocno angażująca. Pewnie nieraz spędzałaś w pracy całe dnie…
Agnieszka: Zdarzały się żarty na temat „baby z budowy”, ale w większości moja praca budziła podziw i szacunek. A ja byłam spełniona i szczęśliwa, dlatego nawet wyjątkowo długie dni robocze, np. w przypadku awarii czy tuż przed oddaniem bloku, traktowałam jako coś naturalnego. Mój kontrakt obejmował elastyczne godziny pracy w trybie zadaniowym. Miałam bardzo liberalnego, przyjaznego przełożonego – gdy tylko potrzebowałam mogłam pracować zdalnie lub wyskoczyć np. na wywiadówkę do szkoły córki.
Aktualnie nie pracujesz w branży budowlanej. Powiedz czy planujesz jeszcze kiedyś wrócić na budowę? Czy chciałabyś?
Agnieszka: Po przejściu do centrali firmy realizującej inwestycję, nadal przez kilka miesięcy jeździłam „doglądać” projektu. Było to wyczerpujące, ale jaka byłam dumna: projekt mnie potrzebuje! Zamknięcie inwestycji to chyba najbardziej żmudny czas. Na placu boju zostaje garstka osób, trzeba naprawiać ostatnie niedociągnięcia, no i wprost tonie się w lawinie dokumentów. Ale tak, wróciłabym kiedyś jeszcze chętnie na budowę, zwłaszcza w gronie międzynarodowym. Miałam nawet dwie propozycje, ale dopóki moje córki się uczą, nie mogę pozwolić sobie na częste zmiany miejsca pracy. Opcja kilkumiesięcznych kontraktów zagranicznych bardzo kusi, to mój żywioł zmieniać miejsce pobytu, nie przywiązywać się, nie zapuszczać korzeni. Może za parę lat, gdy dzieci skończą szkoły, podejmę się znów tak ciekawego i dynamicznego zadania.
Wielokulturowość na budowie
Jako podróżniczce temat wielokulturowości jest Ci dobrze znany. Projekt, przy którym pracowałaś, pomimo że realizowany w Polsce, miał charakter międzynarodowy. Powiedz jak oceniasz sposób prowadzenia inwestycji budowlanych w naszym kraju?
Agnieszka: Niestety, nie mam wystarczająco wielu doświadczeń w branży budowlanej, żeby móc porównywać. Ale już na podstawie tego, co poznałam mogę zaryzykować stwierdzenie, że „it’s complicated”. Dużo biurokracji, a przy projektach dofinansowywanych z grantów unijnych, przy udziale firm zagranicznych, sprawy jeszcze bardziej się komplikują. Widać rozdźwięk kulturowy, częsty brak zrozumienia czy zaufania. Ale długofalowe projekty pozwalają stronom lepiej się poznać, otworzyć na siebie i w efekcie harmonijnie współdziałać. Myślę, że zapewne jest też różnica w projektach inwestorów prywatnych i państwowych. Może kiedyś się przekonam.
Jakie są Twoje doświadczenia we współpracy z obcokrajowcami przy inwestycjach budowlanych?
Agnieszka: Projekt, przy którym pracowałam prowadziła załoga wielonarodowościowa. Dla mnie było to super ciekawym doświadczeniem, wzbogacającym i urozmaicającym codzienną pracę. Ale różnorodność kulturowa rodziła też napięcia, czasami konflikty. Na poziomie menadżerskim często spotykały się osoby o silnej osobowości. Mam wrażenie, że moja obecność i umiejętność mediacji niejednokrotnie pomagała załagodzić kryzys i znaleźć rozwiązanie. Mówię też w kilku językach, co nie jest bez znaczenia. Niektórzy koledzy byli bardzo ciekawi Polski, angażowali się po pracy – zwiedzali, chodzili na koncerty, wydarzenia miejskie. Inni krążyli tylko między placem budowy a mieszkaniem. Nie raz musiałyśmy z koleżankami pomagać im także w sytuacjach kryzysowych poza pracą, np. gdy któryś zachorował czy innemu uszkodzono auto na parkingu. Było dla mnie oczywiste, że nie zostawimy ich wówczas na pastwę losu.
Baba na budowie, czyli o kobietach w budownictwie
Wspominasz o swoich koleżankach z projektu. Jak doskonale wiesz, szczególnie bliski jest mi temat aktywności zawodowej kobiet w branży budowlanej. Między innymi dlatego powstał niniejszy cykl rozmów „Baba na budowie”. Jakie masz doświadczenia związane z kobietami pracującymi w budownictwie?
Agnieszka: Byłam szczerze zaskoczona, że na projekcie było tak niewiele kobiet, zwłaszcza inżynierek. Większość wspierała inwestycję od strony administracyjnej. Podziwiałam dziewczyny-inżynierki za ich wiedzę i umiejętności – tak techniczne, jak i liderskie. Nie zauważyłam, żeby były dyskryminowane czy traktowane mniej poważnie niż inżynierowie. Ale nie jestem pewna, czy jest tak wszędzie.
Z pewnością sytuacja kobiet w branży budowlanej jest zróżnicowana i zależna od firmy oraz ludzi ją tworzących. Wspomniałaś, że zdziwiła Cię niewielka liczba inżynierek na projekcie. Co według Ciebie powinny robić kobiety, aby zdobywać coraz to wyższe stanowiska – w szczególności na budowach?
Agnieszka: W Polsce na pewno do pokonania pozostaje bariera stereotypów, ale zauważam bardzo pozytywne tendencje równościowe. Powstaje sporo inicjatyw motywujących kobiety do podejmowania studiów technicznych – i dobrze! Myślę, że oprócz kompetencji kobietom potrzeba pewności siebie.
Anegdoty z budowy
Czy pamiętasz jakieś trudne albo śmieszne sytuacje, nawiązujące do określenia „baba na budowie”?
Agnieszka: Oczywiście, zdarzały się i żarciki na mój temat, czasami niezbyt wybredne. Nauczyłam się je ignorować, żeby nie napędzać szowinistycznej machiny. Większość czasu czułam się jednak równouprawnionym „kumplem”.
Z zabawnych sytuacji szczególnie zapamiętałam jedną – pewien inżynier pochodzący z zagranicy, traktował inne osoby, zwłaszcza na niższych stanowiskach, a już szczególnie kobiety, mocno z góry. Roszczeniowo, nieuprzejmie. W efekcie zdarzało mu się natykać na trudności, bo osoby urażone nie spieszyły się do pomagania mu, część planowała go nawet zbojkotować. Groziła eskalacja. Postanowiłam z nim porozmawiać. Ponieważ zwykł mawiać, że inżynierowie są mózgiem projektu, wyjaśniłam, że organizm, aby mógł sprawnie funkcjonować, potrzebuje wielu innych organów – nawet tych pozornie najdrobniejszych. „Przekołczowałam” go, czego się kompletnie nie spodziewał. Nie wiedział, jak zareagować. Ja też nie byłam pewna, czy i co zdziałam. Jednak kolejnego dnia dostałam sygnał z innej części budowy, że kolega przeszedł przemianę – używa słów ‘proszę’ i ‘dziękuję’, cierpliwie czeka, nawet się uśmiecha. To był mój ogromny sukces… wychowawczy!
Gratuluję! Sądzę, że z taką umiejętnością znalazłabyś zatrudnienie na wielu innych projektach. Nawiązałaś do stereotypów panujących w branży budowlanej. Ale co powiesz o relacjach między nami kobietami?
Agnieszka: Mam to szczęście, że trafiłam na świetne babki na projekcie. Koleżanki z administracji projektu, inżynierki, podwykonawczynie. Wszystkie pomocne, serdeczne, wesołe – słowem, równe. Być może to specyfika budowy, bo to raczej w innych okolicznościach zdarzało mi się spotykać kobiety, dla których podobno „jest przeznaczone osobne miejsce w piekle” – a więc takie, które nie wspierają innych kobiet.
I kilka rad…
Wzajemne wsparcie, szczególnie pomiędzy nami kobietami jest bardzo istotne. Na zakończenie rozmowy, powiedz proszę jakie masz rady dla pań rozpoczynających pracę w budownictwie, ale nie będących wcześniej związanych z branżą budowlaną?
Agnieszka: Nie bójcie się! Nikt nie urodził się mistrzem świata, jak mawiali moi niemieccy koledzy z budowy. A moja późniejsza szefowa dzieliła się bardzo znaczącą obserwacją: w przypadku rekrutacji, mężczyźni zazwyczaj odpowiadają na ogłoszenie spełniając nawet kilka z wielu warunków. Bo przecież czego nie potrafią, tego się szybko nauczą, reszta wystarczy, czują się kompetentni. Kobiety natomiast bardzo często spełniają większość kryteriów, z wyjątkiem jednego czy dwóch. Np. nie czują, że ich angielski jest wystarczająco mocny. I rezygnują z aplikowania, nawet nie próbują sprawdzić swoich szans. I to nie jest dobra droga – kobiety, uwierzcie w siebie i swoje możliwości! Mamy tę moc!
Piękny, motywujący przekaz. Dziękuję Ci za te słowa i za naszą rozmowę. Życzę Ci wielu sukcesów w życiu zawodowym i osobistym.
Agnieszka: Dziękuję.
Historia bohaterki tekstu pokazuje, że nawet bez wykształcenia inżynierskiego można pracować i odnaleźć się jako tzw. „baba na budowie”. A czy Ty znasz inne kobiety nie-inżynierki, które świetnie odnajdują się na placu budowy? A może sama jesteś taką kobietą? Daj znać w komentarzu.
Mam nadzieję, że niejedna z pań, czytając ten tekst poczuła się zainspirowana i zachęcona do pracy na budowie.