Czy na co dzień zwracacie uwagę na mijane budynki? Czy w codziennym pędzie zauważacie różnicę w otaczającej Was przestrzeni? Czasem zmiany są niezauważalne na pierwszy rzut oka, drobne, traktowane jako nieistotne albo wręcz przeciwnie jako oczywiste. Jednak gdy cofniemy się pamięcią 5, 10, 15 – a co dopiero 30 lat wstecz – widzimy jak bardzo zmieniła się otaczająca nas architektura. I tu z wielką pomocą przychodzi fotografia. Przeglądając stare rodzinne zdjęcia zauważamy, że pewnych budynków już nie ma, pewne drogi zmieniły bieg, a pewne elewacje zostały zmodernizowane. Nie wiem jak Wy, ale ja oglądając fotografie miejsc, które pamiętam z dzieciństwa, to zawsze się wzruszam. Szczególnie, gdy tego miejsca już nie ma albo po prostu się ono zmieniło.
W sieci coraz więcej osób dzieli się zdjęciami miast, ulic, budynków. Popularyzacja architektury – tej codziennej, użytkowej, tej mniej znanej, ale też tej minionej – zyskuje na popularności. Jedną z takich osób, która zajmuje się popularyzacją architektury jest Anna Syska, moja dzisiejsza rozmówczyni, autorka profilu @to_tylko_architektura na Instagramie. W naszej rozmowie poza wątkami, dotyczącymi popularyzacji architektury, rozmawiamy też o: architekturze Katowic (szczególnie mi bliskiej, bo to moje rodzinne miasto) oraz o książce „Spodek w Zenicie. Przewodnik po architekturze lat 1945-1989 w województwie śląskim”, której Anna Syska jest autorką i właśnie mija rok od jej premiery.
Rozmawiam z…
Anna Syska
historyczka i popularyzatorka architektury; autorka książki „Spodek w Zenicie”; twórczyni popularnego profilu na Instagramie @to_tylko_architektura
Na początek zacznijmy od Katowic – mojego rodzinnego miasta. Bardzo cenię to, że przybliżasz architekturę Śląska. I choć coraz rzadziej zaglądam w moje rodzinne strony, to za każdym razem zaskakują mnie nowe inwestycje w regionie. Jakie pod względem architektury Twoim zdaniem są współczesne Katowice?
Anna Syska: Współczesne Katowice są bardzo różnorodne. Wpływ na to miało to, co działo się wcześniej. To nie było miasto, które rozwijało się od średniowiecza. Katowice to zbiór różnych mniejszych, starszych miejscowości. Współczesne Katowice są więc różnorodne właśnie dzięki temu historycznemu rozwojowi, który był nieustannie uzupełniany. Teraz idziemy jedną ulicą i mijamy familoki, za chwilę widzimy secesyjne kamienice, a pomiędzy nimi wystaje coś współczesnego. Ja to postrzegam, jako wartość. Ta różnorodność powoduje, że Katowice są ciekawe. Dzięki temu, że Katowice były miastem „na węglu” i „na przemyśle ciężkim” były tu zarówno inne możliwości jak i potrzeby inwestycyjne. I nie przypadkiem było, że tutaj zaczęto pierwsze eksperymenty z budownictwem wysokościowym.
Ale mnie zaskoczyłaś! Czy jakieś pierwsze budynki wysokościowe z tego czasu zostały do naszych czasów?
A.S.: Tak, pierwsze dwa drapacze chmur. Pierwszy miał 7 kondygnacji, a drugi już 14 . Ten drugi do tej pory jest nazywany Drapaczem Chmur, znajduje się na rogu ulicy Żwirki i Wigury oraz Skłodowskiej-Curie.
Przyznam, że nie znałam tego budynku. Opowiedziałaś jak jest współcześnie. A teraz cofnijmy się w przeszłość do czasów PRL-u, a nawet jeszcze wcześniej. Co wyróżniało ówczesną architekturę Katowic?
A.S.: Po II Wojnie Światowej ponownie, podobnie jak przed nią, były warunki i potrzeby do większego inwestowania i budowania. Aby mógł się rozwijać przemysł – potrzebna była siła robocza, żeby móc ją pozyskać trzeba było zapewnić ludziom mieszkania. A skoro były mieszkania, to potrzebne były: szkoły, przedszkola, pawilony handlowe. Trzeba było też zainwestować w obiekty służące zdrowiu i kulturze. I stąd już było blisko do pomysłu na wybudowanie ogromnej hali widowiskowo-sportowej, czyli Spodka.
Spodek, który stał się architektonicznym symbolem miasta. Teren w okolicy Spodka jak i samo centrum Katowic bardzo zmieniło się w ostatnich latach. Wyburzono m.in. dawny dworzec PKP, Hotel Silesia oraz biurowiec DOKP. I ta lista jest o wiele dłuższa. Jakich Katowic już nie ma?
A.S.: Nie ma Katowic przemysłowych. Zakłady zostały pozamykane, budynki wyburzono, ocalały tylko te, które zostały wpisane do rejestru zabytków. I to stanowi niewielki procent tego, co było. Daje nam to bardzo szczątkowe wyobrażenie przemysłowego charakteru miasta i tego, jak Katowice wyglądały w przeszłości. Adaptacja budynków poprzemysłowych jest niezmiernie trudna. Najprościej jest wymyślić muzeum. Tylko ileż tych muzeów możemy mieć? I czy na utrzymanie wszystkich takich nowych instytucji będzie nas stać? Największą stratą Katowic jest niezrozumienie przestrzeni tego miasta. Musimy patrzeć na nie holistycznie.
Co możemy zrobić, aby ocalić budynek przed wyburzeniem?
A.S.: Media mają bardzo duży oddźwięk. Jeśli coś trafi do prasy, to jest większa szansa, że obrońcy, aktywiści osiągną sukces. Jedynym sposobem na zatrzymanie wyburzenia budynku jest wpis do rejestru zabytków. Aby przekonać konserwatora wojewódzkiego do wpisu do rejestru zabytków, dobrze jest mieć poparcie merytoryczne np. stowarzyszenie architektów, stowarzyszenie historyków sztuki itp. Ale lepiej jest działać wcześniej, zanim pojawią się jakieś plany wyburzenia. Może naiwnie wierzę w to, że popularyzacja jest pierwszym krokiem do ochrony. Tylko, że ta ochrona może nastąpić za 10, 15, 20 lat. Zmiana świadomości nie nastąpi w ciągu kilkunastu miesięcy.
Czy jakiś budynek ze Śląska w ostatniej chwili został wpisany do rejestru zabytków?
A.S.: Tak, Hala Kapelusz w Parku Śląskim jest w rejestrze.
Podkreślasz korzystną rolę popularyzacji architektury. A ja zapytam – jak uwrażliwić przeciętnego mieszkańca na otaczającą go architekturę? Jak znaleźć piękno w czymś, co na pierwszy rzut oka jest szare, nudne, zaniedbane?
A.S.: Odpowiedź na to pytanie jest trudna. Odpowiedziałabym: opowiadając i wskazując. Mogę stanąć pod jakimś budynkiem, jednak jeśli nie mam do kogo mówić, jeśli ten ktoś nie chce słuchać, to ja go nie uwrażliwię. Bardzo ważny jest język, który powinien być zrozumiały. Trzeba schować terminologię architektoniczną, historycznosztuczną i budowlaną do kieszeni, bo ona powoduje, że mówca może być dla słuchacza niezrozumiały.
Czyli jak najlepiej opowiadać?
A.S.: Chodzi o to, żeby dostosować język do odbiorcy. Ja staram się opowiadać o architekturze, używając niewielkiej liczby nazwisk i niewielu dat. Lepiej jest opowiadać o mechanizmach powstawania tych budynków, o tym dlaczego one tak wyglądają, po co powstały, jaka była potrzeba ich wybudowania i dlaczego wyglądają tak, jak wyglądają. Ta popularyzacja jest niezmiernie trudna, żmudna, nie przynosi efektów od razu. Odnoszę też wrażenie, że nie jest poważana przez badaczy architektury. I to może być pułapka. Ci, którzy mają największą wiedzę na ten temat, dzielą się nią na łamach branżowych czasopism i hermetycznych wydarzeń i konferencji. Tym nie zbudujemy szerszego zainteresowania.
Co skłoniło Cię do prowadzenia profilu specjalistycznego w mediach społecznościowych?
A.S.: Byłam na zawodowym zakręcie, miałam etap zawodowego freelance’u. Media społecznościowe były moim sposobem na to, żeby świat dowiedział się o mnie. Założyłam konto na Instagramie @to_tylko_architektura i nie przypuszczałam, że będzie miało taki odzew. Prowadzenie tego profilu wymaga ogromnej pracy. Każdy mój wyjazd, nawet do znajomych do Katowic, wiąże się z tym, że idąc przez miasto, robię zdjęcia. Konto wymaga też ciągłych poszukiwań historycznych informacji. Zaczęłam też więcej jeździć po Górnym Śląsku i Polsce. Reżim codziennego wrzucania jednego posta wymaga bardzo dużo czasu.
Jestem pod wrażeniem z jaką konsekwencją i regularnością publikujesz treści na Instagramie. Profil @to_tylko_architektura działa ponad trzy lata. Co zmieniło się przez ten czas?
A.S.: Na pewno nie dało to wielkich korzyści finansowych. Jeśli ktoś by planował, że można na takim architektonicznym profilu stać się wpływowym influencerem i zarabiać na lokowaniu produktów, to od razu dementuję, że to się nie dzieje. Największą wartością prowadzenia tego konta są ludzie, znajomości, których nie zawarłabym w innych okolicznościach. Niektóre znajomości przekształciły się w przyjaźnie i to jest dla mnie bardzo cenne.
Jakie masz dalsze plany na profil?
A.S.: Kontynuacja tego co jest. Dla mnie to też element budowania marki Anna Syska, bo to konto to nie tylko same ilustracje, stoi za nimi konkretna osoba, która ma coś do powiedzenia.
Mija rok od publikacji Twojej książki „Spodek w Zenicie”. Kto wpadł na pomysł powstania takiej książki?
A.S.: To ja zaproponowałam wydawcy pomysł na książkę. Następnie trzeba było zastanowić się, które obiekty znajdą się w książce. Tytuł wymyśliłam ja. Jestem zwolenniczką koncepcji, że tytuł powinien być prosty, nawet żartobliwy i zapadać w pamięć. Mój Wydawca postanowił, że to będzie początek serii.
Zdecydowanie, tytuł zapada w pamięć. A jak wyglądał proces pisania książki?
A.S.: Początek to zastanowienie się o czym ma być taka książka. Potem żmudny wybór budynków, który polega na przekopaniu stert książek i stosów czasopism. Kolejnym krokiem jest samo pisanie. Plan był bardzo dobry: opisać 1-2 obiekty dziennie. Ale u mnie to nigdy nie wypala. Dla mnie pisanie zawsze jest bardzo dużym wysiłkiem umysłowym, który powoduje to, że jak ja kończę to jestem wycieńczona fizycznie. Lubię jednak to robić
Anno, gratuluję napisania świetnego przewodnika i życzę Ci kolejnych udanych publikacji. Dziękuję za rozmowę.
A.S.: Dziękuję.
Rozmowa z Anną Syską była dla mnie szczególna. Powyższy zapis to tylko niewielki fragment naszej blisko trzygodzinnej rozmowy. Rozmowy podczas której przybliżono mi wiele faktów na temat architektury Śląska. Anna posiada ogromną wiedzę, którą przekazała m.in. w swojej książce „Spodek w Zenicie”, ale też na jej profilu na Instagramie @to_tylko_architektura. Zachęcam Was do zapoznania się z twórczością Anny.
Jestem ciekawa czy wśród moich Czytelników i Czytelniczek są osoby, które również zajmują się na co dzień popularyzacją architektury? Dajcie znać w komentarzu.
Zaś fanów starego budownictwa zapraszam do lektury innego wpisu z mojego bloga: Mieszkanie w kamienicy do remontu – rozmowa z architektką
Baba z budowy